Sytuacja na rynku naszych odbiorców jest bardzo zróżnicowana, bo produkujemy łożyska dla wielu branż przemysłu. W tym roku spodziewamy się wzrostu na poziomie 5 proc. Niemal dwukrotnie większy wzrost powinien zanotować segment motoryzacji – mówi Grzegorz Jasiński, prezes Fabryki Łożysk Tocznych – Kraśnik.
Jaka jest obecnie sytuacja rynkowa?
– Trudno generalizować. Mamy klientów, którzy osiągają znaczące wzrosty i takich, u których przyrost jest niewielki lub nawet występuje niewielki spadek. Generalnie tendencja jest wzrostowa, ale bez hurra optymizmu. Szeroki wachlarz odbiorców pozwala nam jednak wykorzystywać także tak zróżnicowaną sytuację. Oceniamy, że w tym roku osiągniemy wzrost rzędu 8 – 10 proc. produkcji i sprzedaży dla branży motoryzacyjnej. Ogólnie wzrost powinien wynieść około 5 proc. Warto jednak podkreślić, że w ubiegłym roku dynamika wzrostu była wyższa, ale przez to wzrosła baza, do której odnosimy zmiany produkcji w tym roku.
Jak wypadło pierwsze półrocze?
– Wartość sprzedaży w pierwszym półroczu zamknęła nam się wartością porównywalną z rokiem 2014. Wynik jest nieco niższy niż w ubiegłym roku, ale zakładamy, że do końca roku uda nam się go poprawić i zakończyć rok wyższym zyskiem niż ubiegłym. Przy czym trzeba zauważyć, że w roku ubiegłym zysk netto był niemal czterokrotnie wyższy niż w roku 2013, a więc tym razem mamy bardzo wysoką bazę do porównań.
Produkujemy łożyska o średnicy zewnętrznej od kilku centymetrów do dwóch metrów, co powoduje dużą różnicę między wolumenem i wartością. Jedno łożysko do ciężarówki daje wyższy przychód niż 5 łożysk do aut osobowych. Tymczasem wzrosła nam produkcja dla samochodów osobowych, a branża ciężarówek lekko ucierpiała, szczególnie w Brazylii.
Jak ogólnie ocenia Pan szanse na drugie półrocze?
– Rynek jest obecnie bardzo trudny, więc prognozowanie staje się ryzykowne. Mamy do czynienia z eksplozją zmiennych wpływających na sytuację gospodarczą. Z reguły ograniczamy prognozy do 2 – 3 miesięcy. Wielu naszych odbiorców także skraca okresy prognozowania. Mocno osłabł rynek chiński, gdzie sprzedawało się ok. 2 mln samochodów miesięcznie. Co prawda większość aut sprzedawanych w Chinach jest produkowanych lokalnie, ale trudno powiedzieć czy producenci części i elementów nie będą chcieli wykorzystać ewentualnych nadwyżek produkcyjnych w eksporcie, a to może wpływać na zachowania naszych klientów.
Gdzie trafia najwięcej waszych produktów?
– Mamy odbiorców w obu Amerykach, Indiach i Chinach, a w niewielkich ilościach nasze łożyska trafiają także do Australii. Najważniejszy jest jednak rynek europejski, a szczególnie niemiecki, gdzie trafia gros naszych wyrobów. Kolejne rynki do Włochy i Austria. W Europie uzyskujemy ok. 60 proc. naszych przychodów, rynek krajowy to 30 proc., a pozostałe obejmują 10 proc.
Najszybciej rozwijającym się rynkiem jest dla nas obecnie Ameryka Północna, gdzie dynamika wzrostu naszej sprzedaży jest trzycyfrowa. Nasi klienci to firmy globalne, które osiągają dość znaczące wzrosty, choć trzeba przyznać, że po kryzysie punkt wyjścia był dość niski. Po załamaniu w latach 2008 – 2009 motoryzacja w Ameryce Północnej przeniosła się częściowo do Meksyku, gdzie koszty produkcji są niższe i zaczyna teraz całkiem szybko się rozwijać.
Gorsza jest sytuacja w Ameryce Południowej, zwłaszcza w Brazylii. Wygląda na to, że powiązana z Chinami, oparta o surowce brazylijska gospodarka mocno odczuła zmniejszenie zapotrzebowania ze strony chińskich firm.
Jak wygląda rynek polski?
– Tu specyfika jest nieco inna, bo od dawna jesteśmy na nim w mniejszym stopniu obecni w motoryzacji, a silniej w zastosowaniach przemysłowych. Ten rynek jest stabilny. Produkujemy np. bardzo specjalistyczne łożyska dla przemysłu ciężkiego, służące przede wszystkim do utrzymania ruchu, więc trudno mówić o dużej dynamice.
Źródło: WNP