Krajobraz po powodzi

Tegoroczna powódź poczyniła znaczne szkody, także wśród zakładów przemysłowych. Zniszczony majątek, przerwana produkcja… Podobna sytuacja miała miejsce 2 lata temu w USA, kiedy to została zalana firma Cargill w miejscowości Cedar Rapids. Zobaczmy, jak przebiegało usuwanie skutków tej powodzi, a w jednym z kolejnych numerów Inżynierii i Utrzymania Ruchu Zakładów Przemysłowych wrócimy do tematu skutków powodzi w Polsce.

Rzeka Cedar to dopływ Missisipi, płynący leniwie między polami kukurydzy w stanie Iowa. Po drodze przepływa przez miejscowość Cedar Rapids – największe spośród wielu miast, które skusił naturalny urok rzeki oraz dogodne położenie geograficzne.

– Miło się tu mieszka – zapewnia Mike Rizor – Zazwyczaj…

Jedenastego czerwca 2008 r. miasto musiało zmierzyć się ze swoją rzeką, która stała się problemem przez wielkie „P”. Niekończące się wiosenne deszcze sprawiły, że poziom wody w urokliwej rzece zaczął niebezpiecznie wzrastać. W końcu woda wystąpiła z brzegów i na dwa dni zalała Cedar Rapids, budząc zgrozę 120 tysięcy mieszkańców.

Na pewnym etapie powodzi w miejscowości Cedar Rapids wyposażenie zakładu firmy Cargill chroniły przed zniszczeniem worki z piaskiem. Sąsiadujący z rzeką teren zakładu został jednak zalany do wysokości 3,5 metra

Ogrom zniszczenia był widoczny w każdym zakątku miasta. Gdy 13 czerwca woda osiągnęła swój najwyższy poziom – 9,5 m powyżej stanu powodziowego, pod wodą znalazł się teren, na którym zlokalizowano 1300 budynków mieszkalnych. W wielu firmach i zakładach położonych nad brzegiem rzeki woda sięgnęła pierwszego piętra, a muzea i historyczne dzielnice tego 140-letniego miasta zostały całkowicie zmyte z powierzchni ziemi.

Mike Rizor jest dyrektorem położonego nad samym brzegiem rzeki młyna zbożowego firmy Cargill. Był on naocznym świadkiem wydarzeń, kiedy to na okres tygodnia rzeka Cedar stała się niszczycielskim żywiołem. Gdy rzeka wystąpiła z brzegów, zagroziła setkom takich zakładów i firm, a także domów i obiektów miejskich.

Znaczący zakres prac przy usuwaniu skutków powodzi stanowiło drobiazgowe katalogowanie i badanie każdej części w celu stwierdzenia, które z nich należy naprawić, a które wymienić

Kilka dni później, po opadnięciu fali powodziowej, Mike Rizor założył odzież i sprzęt ochronny, aby po raz pierwszy ocenić zniszczenia. – Widok był zdumiewający – wspomina. – Wszędzie mnóstwo szlamu i błota. Obawiano się przecieków, gruzu i zanieczyszczenia wody.

Trzeba dodać, że miasto było w owym czasie pozbawione elektryczności, nie działały telefony, a jeden z mostów nad rzeką przestał istnieć. Mieszkańcy walczyli o ocalenie dobytku w swoich domach, z niepokojem patrząc w najbliższą przyszłość, która nie zapowiadała się różowo ani dla miasta, ani dla zakładu Cargill, ani dla dwustu zatrudnionych w nim osób.

We wrześniu stan rzeki był już unormowany, choć dla miasta Cedar Rapids oznaczało to już nową normę. W odmienionej rzeczywistości działalność wznowił też młyn zbożowy firmy Cargill. Zakład w Cedar Rapids został na nowo otwarty pod koniec września. Produkcja nie została jeszcze wówczas w pełni uruchomiona – wymagało to więcej czasu i nakładów pracy. Biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, wrażenie robi zakres prac przeprowadzonych w ciągu zaledwie trzech miesięcy od powodzi.

Prawdopodobnie najpoważniejszym wyzwaniem było naprawienie i ponowne oddanie do użytku zakładowej instalacji elektrycznej

Żywioł

Jeśli wiadomo, że zbliża się katastrofa, można się do niej przygotować. Pracownicy zakładu Cargill wiedzieli, że Cedar wystąpi z brzegów i zaleje tereny Cedar Rapids. Wystarczyło tylko obserwować deszcze padające od marca do maja, aby przewidzieć, że woda osiągnie niebezpieczny poziom. Gwałtowny przybór na początku czerwca sprawił, że wszyscy z tym większym niepokojem zaczęli obserwować rzekę.

– Mieliśmy rzadką szansę, aby zamknąć zakład w sposób kontrolowany – wspomina Mike Rizor. – Udało nam się wznieść kilka tam i wałów przeciwpowodziowych wokół znajdujących się w zakładzie maszyn. Mimo to rzeka okazała się szybsza. Dała nam dość czasu, aby zamknąć zakład, ale na dostateczne zabezpieczenie sprzętu już go zabrakło.

Gdy fala powodziowa dotarła do miasta, można było tylko patrzeć i żywić nadzieje, że nie dojdzie do katastrofy. Niestety nadzieje te szybko się rozwiały, gdy rzeka wystąpiła z brzegów. Mike Rizor ocenia, że w szczytowym okresie powodzi na terenie zakładu poziom wody wahał się od 3,5 do 4,5 metra.

Jednym z istotnych problemów była komunikacja z pracownikami. Nie było łatwo skontaktować się z nimi, ponieważ miasto było pozbawione elektryczności i nie działały telefony komórkowe. Inną kwestią, której nie należało zignorować, było przekonanie pracowników, że powódź nie oznacza dla nich utraty pracy. Jednym z pierwszych działań firmy było więc utrzymanie pełnego zatrudnienia.

Przez kilka kolejnych dni w zakładzie nie można było wiele zdziałać. – Zgodnie z pierwszym komunikatem dla pracowników mieli oni najpierw zatroszczyć się o osobiste potrzeby – mówi Mike Rizor. – Stan zakładu przez kilka dni uniemożliwiał wznowienie pracy. Zachęciliśmy więc pracowników, aby zgłaszali się na ochotników przy innych pracach na rzecz miasta.

Gdy wreszcie Mike Rizor wraz z najbliższymi współpracownikami dokonał inspekcji terenu zakładu, problemy były widoczne na każdym kroku. Występowało zagrożenie zanieczyszczeniem powietrza na skutek przejścia wód powodziowych. Stary sprzęt i instalacje, których nie dałoby się naprawić, musiały zostać wymienione. Poza tym należało się zastanowić, czy w ogóle warto próbować naprawić urządzenia – w szczególności elektryczne – które znajdowały się prawie pół metra pod wodą.

Decydujące znaczenie miało bezpieczeństwo i zdrowie ludzi. Przedstawiciele firmy Cargill wraz z pracownikami lokalnego sztabu kryzysowego zajęli się oceną jakości powietrza i trwałości konstrukcji we wnętrzu zakładu. Od samego początku etapu oczyszczania obiektu stosowano sprzęt ochrony osobistej, w szczególności maski oddechowe. Niestety łatwo było zorientować się, że nawet przy zastosowaniu tego sprzętu wszystkich czeka jeszcze wiele pracy.

Pomoc w drodze

Mike Smith jest dyrektorem operacyjnym północnoamerykańskiego oddziału młynów zbożowych firmy Cargill. Na co dzień pracuje kilkanaście kilometrów od Minneapolis – chyba że któryś z podlegających mu zakładów znajduje się pod wodą. Okres od czerwca do września spędził więc w dotkniętym powodzią, odległym o około 350 kilometrów Cedar Rapids, gdzie wraz z kilkunastoma współpracownikami nadzorował działania zmierzające do ponownego otwarcia zakładu. W ciągu wielu lat Cargill wybudował wiele zakładów. Nie miał jednak nigdy do czynienia z kryzysem tej skali.

– W firmie Cargill usuwanie skutków powodzi potraktowano jak budowę nowego zakładu – wspomina Mike Smith. – Zleciliśmy ocenę szkód najlepszym fachowcom w kraju – elektrykom oraz specjalistom w dziedzinie oprzyrządowania i konserwacji.

– Nie wiedziałem, co myśleć o tej sytuacji – dodaje Mike Smith. – Nie mieliśmy podręcznika z instrukcją, jak postępować w takim wypadku. Musieliśmy zmierzyć się z tym wyzwaniem bez żadnego przygotowania. Na szczęście jedną ze specjalności firmy Cargill jest opracowywanie planów realizacji tego rodzaju projektów.

Skala szkód w zakładzie była tak wielka, że pod wieloma względami przywrócenie zdolności produkcyjnej przypominało budowę nowego obiektu – z jedną ważną różnicą. – Czas realizacji normalnych projektów wynosi około trzech lat – wyjaśnia Mike Smith. – To przedsięwzięcie należało zakończyć w ciągu trzech miesięcy. Musieliśmy się z tym pogodzić i ostro wziąć się do pracy.

Gdy wieści o zniszczeniach w zakładzie rozeszły się poza granice Cedar Rapids, zewsząd zaczęły nadchodzić oferty pomocy. Proponowano między innymi pomoc finansową, ale najbardziej potrzebni byli specjaliści, którzy przybyli do miasta, aby w możliwie najkrótszym czasie przywrócić warunki do pracy w zakładzie Cargill, a także w innych zakładach i firmach.

– Nadzwyczajne efekty przyniosła współpraca z firmą Teamsters – mówi Mike Rizor. – Jej przedstawiciele zapewnili nas, że dołożą wszelkich starań, aby zakład mógł wznowić działalność.

Na miejscu zjawili się też pracownicy innych zakładów Cargill z całego świata. Ponadto pomoc zaoferowały takie firmy, jak Shermco Industries z siedzibą w stanie Dallas, świadcząca usługi z zakresu rozdziału energii elektrycznej oraz badań osprzętu elektrycznego. Gdy tylko opadła fala powodziowa, Ron Widup – wicedyrektor Shermco Industries – dowiedział się o przedsięwzięciu od czołowych przedstawicieli przemysłu i wysłał do zakładu Cargill zespół specjalistów.

– Kilka lat temu realizowaliśmy już podobny projekt w stanie Kansas – mówi Ron Widup. – Chcieliśmy wykorzystać nasze umiejętności i doświadczenie.

– W trakcie wstępnej oceny w dużym stopniu zwracaliśmy uwagę na kwestie bezpieczeństwa. Konieczne było zmodyfikowanie istniejących procedur BHP – dodaje Ron Widup. – Cargill to jedno z najbezpieczniejszych przedsiębiorstw, z którymi pracowałem. Skala przedsięwzięcia nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Zakres naszych prac objął 45 tysięcy roboczogodzin, a mimo to obyło się bez jakiegokolwiek wypadku.

Inną ważną kwestią było określenie, które urządzenia można i należy ratować. – Wprawdzie najważniejszym celem było umożliwienie wznowienia działalności zakładu, ale przecież wiele decyzji ma długofalowe i trwałe skutki – tłumaczy Ron Widup. Przedsięwzięcie obejmowało naprawienie zakładowej instalacji elektrycznej wraz z osprzętem, ponowne przekazanie instalacji do eksploatacji oraz stopniowe przywracanie zasilania i uruchamianie maszyn.

Wykonując to zadanie, zespół Shermco Industries wysłał do Dallas ponad tysiąc części w celu naprawy, regeneracji i ponownego rozruchu. – Samochody ze sprzętem kursowały całą dobę – wspomina Ron Widup.

– W usuwaniu skutków powodzi brało udział mnóstwo świetnych specjalistów i kontrahentów, takich jak Shermco Industries – mówi Mike Smith. – Na terenie zakładu pracowało bez przerwy 900 osób, a do ich zakwaterowania służyły namioty.

Wznowienie produkcji

Realizacja przedsięwzięcia wymagała dbałości o najdrobniejsze szczegóły, a przy tym niesłychanego tempa prac. Oba te warunki wzajemnie się wykluczają, jednak w zakładzie Cargill w jakiś sposób udało się je spełnić. – Nasi pracownicy okazali fenomenalne zaangażowanie – mówi Mike Rizor. – Podjęli się wielu prac, do których nie byli przyzwyczajeni ani szkoleni. Nasi operatorzy nie tylko obsługiwali maszyny, ale także brali udział w innych działaniach. To samo można powiedzieć o pracownikach z innych oddziałów przedsiębiorstwa. Cała firma wspierała nasze przedsięwzięcie. Pracując przez lata w firmie Cargill, nie widziałem dotąd lepszego przykładu pracy zespołowej.

Przywracanie maszyn i urządzeń do eksploatacji oraz przygotowywanie się do wznowienia pełnej produkcji trwało jeszcze jesienią. Jak poinformowała lokalna gazeta, firma Cargill dowiodła poczucia odpowiedzialności wobec miasta, rozbudowując swój zakład o nową linię produkcyjną. Ponadto korporacja znacząco dofinansowała działania na rzecz usuwania skutków powodzi.

Przedstawiciele firmy Cargill zapewniają, że doświadczenia zebrane po powodzi zostaną wykorzystane w przyszłości. – Jednym z ważnych wniosków jest konieczność lepszego dokumentowania instalacji w naszych obiektach – zauważa Mike Smith. – Zakład istnieje już 42 lata. Na jego terenie działało mnóstwo systemów i przyrządów. W przypadku starszych konstrukcji musieliśmy więc stwierdzić, co to za urządzenia i na jakie współczesne modele należy je wymienić.

– Kolejny wniosek to skuteczność naszych procedur postępowania w sytuacjach kryzysowych. Nie przygotowywano ich bynajmniej z myślą o zdarzeniu tej skali, a mimo to sprawdziły się doskonale. Na przykład konieczne było opróżnienie zbiornika z tlenkiem propylenu – łatwopalnej substancji używanej do modyfikowania skrobi. Sytuacja byłaby o wiele trudniejsza, gdyby zbiornik ten znalazł się pod wodą.

Jeszcze wiele miesięcy po powodzi miasto zmagało się z licznymi biurokratycznymi i praktycznymi problemami, jednak według zapewnień Mike’a Rizora mieszkańcy nie upadli na duchu. – Miasto przetrwało próbę. Wiele czasu zajmie jednak powrót do stanu normalnego, który zresztą będzie już wyznaczał nową normę. Mnóstwo problemów wciąż wymaga rozwiązania, jak choćby zerwany most.  Musi więc jeszcze wiele wody w rzece upłynąć, zanim wszystko wróci do normy.

Bob Vavra

Artykuł po redakcją Michała Andrzejczaka