Czy były masowe uszkodzenia aut w fabryce w ciągu jednej doby? Kto i dlaczego miałby to robić? – zastanawia się „Rzeczpospolita”.
Podczas nocnej zmiany z czwartku na piątek w zakładzie odkryto wgniecenia na dachu i rysy na drzwiach zjeżdżających z produkcji, gotowych do sprzedaży aut. Wg nieoficjalnych informacji, uszkodzeniu uległo co najmniej 60 pojazdów. Jednak niektórzy pracownicy mówią anonimowo nawet o 200.
To nie przypadek. Wady zdarzają się rzadko i nie w takiej ilości. Od 35 lat nie widziano w Tychach czegoś podobnego.
Incydent ma najprawdopodobniej związek ze złą atmosferą, panującą w zakładzie. Ludzie czują się poniżani i wykorzystywani. Twierdzą, że zarabiają zbyt mało, choć przecież ich fabryka jest uważana za najlepszą spośród wszystkich, należących do Fiata. Zaś tak drastyczny akt pokazuje desperację niektórych osób.
Oficjalnie rzecznik polskiego oddziału koncernu nie potwierdził opisywanych przez gazetę wydarzeń na nocnej zmianie. Pracownicy nie chcą niczego komentować, bo się boją o swoje posady. Jednak istnieją też ślady, w postaci wewnętrznej korespondencji pocztą elektroniczną wraz ze zdjęciami, pomiędzy osobami z nadzoru technicznego.
Fotografiami zniszczonych aut dysponują również związkowcy. Wśród załogi są także osoby, które nie popierają protestu w takiej formie.
Fiat w Tychach produkuje 2300 aut na dobę, obecnie m.in. Fordy Ka i Fiaty 500, m.in. w sportowej, kosztującej 40 tys. euro, wersji Abarth. 95 proc. produkcji idzie na eksport – kończy „Rzeczpospolita”.