Powszechnie stosowane w polskich zakładach produkcyjnych technologie i procedury są po prostu archaiczne, w żaden sposób nie korespondują z całkiem nowoczesnym w większości przypadków parkiem maszynowym, a na pewno nie z wyzwaniami, jakie niesie konkurencja w globalnej gospodarce.
Do napisania niniejszego artykułu skłoniła mnie analiza raportu „Outsoucing gospodarki smarnej”, który ukazał się w listopadowym numerze magazynu Inżynieria i Utrzymanie Ruchu Zakładów Przemysłowych. W szczególności jednak zamieszczone w ramach tego opracowania wyniki kilku ankiet przeprowadzonych wśród pracowników działów UR. W moim odczuciu udzielone odpowiedzi odbiegają od rzeczywistości. Ankietowani udzielają zazwyczaj odpowiedzi wskazujących na prawidłowe, a nawet wzorowe reakcje, procedury i parametry, które jednak mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Takie mijanie się z prawdą w sprawach procedur stanowiących istotny element UR prowadzi jedynie do ugruntowania nieprawidłowości. A tych w zakresie prowadzenia gospodarki smarowniczo-olejowej jest bardzo wiele. Ma to szczególne znaczenie w aktualnej sytuacji gospodarczej naszego kraju, ponieważ powoli kończą się możliwości prostego, ekstensywnego rozwoju, na co nakładają się problemy wynikające z ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego oraz konkurencji krajów oferujących niższe koszty pracy niż Polska. Ponadto nie chcemy przecież wygrywać tym, że pracujemy za małe wynagrodzenie, ale tym, że potrafimy tanio produkować i dobrze zarabiać. Taki efekt można uzyskać wyłącznie poprzez otwarte podejście do wdrażania nowych technologii i procedur. Niestety te powszechnie stosowane w polskich zakładach produkcyjnych są po prostu archaiczne, w żaden sposób nie korespondują z całkiem nowoczesnym w większości przypadków parkiem maszynowym, a na pewno nie z wyzwaniami, jakie niesie konkurencja w globalnej gospodarce.
Pełna treść artykułu dostępna po zalogowaniu >>>
Autor: Janusz Toman