Zapis debaty „Uwaga! Podróbki! Problemy związane z obecnością na rynku podróbek produktów uznanych marek”, jaka odbyła się podczas targów HPS w Katowicach
W spotkaniu udział wzięli eksperci:
- Tomasz Gonsiorczyk – dyrektor ds. Rozwoju Sieci Dystrybucji Przemysłowej SKF,
- Robert Olkiewicz – Distribution Account Manager Poland Fluke
- Janusz Toman z firmy Ekspert (przedstawiciel Kleentek w Polsce).
Głos zabrali także Andrzej Grabowski – specjalista branżowy z Elektrociepłowni EC Nowa oraz Radosław Sawa, specjalista ds. sprzedaży HDF.
Spotkanie prowadził redaktor naczelny miesięcznika Inżynieria i Utrzymanie Ruchu Zakładów Przemysłowych – Tomasz Kurzacz.
Tomasz Kurzacz: – Inspiracją do zorganizowania debaty był artykuł Tomasza Drzewieckiego z firmy SKF, który ukazał się w Utrzymaniu Ruchu we wrześniu 2008 r. Okazuje się, że problem podróbek dotyczy nie tylko artykułów konsumpcyjnych, ale także produktów stosowanych w przemyśle. Stwarza to poważne problemy, do których powstania przyczyniają się dystrybutorzy oraz niefrasobliwi odbiorcy, którzy – chcąc zaoszczędzić nieco pieniędzy ¬– decydują się na zakup z niepewnego źródła lub wręcz stosują tańsze zamienniki. Takie produkty często mają gorsze parametry eksploatacyjne, co stwarza problemy w produkcji i utrzymaniu ruchu. Jak wygląda ten problem z perspektywy firm, które reprezentujecie?
Tomasz Gonsiorczyk: – Jak państwo wiecie, podróbki istnieją nie tylko na rynku towarów konsumpcyjnych, ale również na rynku towarów przemysłowych. Tyle że w tym ostatnim przypadku konsekwencje stosowania podróbek są zdecydowanie poważniejsze. Ostatnio mieliśmy do czynienia z łożyskami, które były podrobione. Użytkownik końcowy zakwestionował ich oryginalność. Niestety było za mało czasu na sprowadzenie oryginalnych i proces produkcyjny wymagał, żeby jak najszybciej zamontować te łożyska, które akurat były dostępne. Niestety już po miesiącu wystąpiła awaria spowodowana niewłaściwą ich jakością, co pociągnęło za sobą koszty rzędu kilkuset tys. zł (przerwana produkcja, zakup i montaż nowego, tym razem oryginalnego). Było to łożysko zamontowane na wale kruszarki.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że świadomość istnienia podrabianych łożysk na polskim rynku jest bardzo mała. Sprzyja temu bardzo niewielka różnica w cenie między łożyskiem oryginalnym a podrobionym. Bierze się to z długiego łańcucha pośredników (tworzonego celowo dla zatarcia śladów przestępstwa) oraz z tego, żeby nie wzbudzić podejrzeń zbyt niską ceną (tak naprawdę wartość fałszywego produktu nie przekracza kilkunastu procent ceny oryginału). Nawet autoryzowany dystrybutor nie jest w stanie stwierdzić na pierwszy rzut oka, czy dane łożysko jest oryginalne. Sprawdzenie autentyczności produktu leży po stronie SKF. Mamy specjalne urządzenia, które pomagają identyfikować podrobione łożyska.
Jak wygląda łańcuch dostaw? Najczęściej producentami są fabryki czy manufaktury, które istnieją głównie w Chinach, Indiach oraz Turcji. Producent zatrudnia eksportera, którego zazwyczaj finansuje. Importer najczęściej jest świadomy, że produkt jest podrobiony. Szacuje się np., że ok. 20% rynku na Bliskim Wschodzie stanowią podróbki. Detalista najczęściej miesza produkty oryginalne z podrabianymi i jest z reguły mocno ukierunkowany na obsługę klienta, aby jak najszybciej sprzedać łożyska i tym samym pozbyć się „trefnego towaru”.
Podrabiane są nie tylko same łożyska, ale także – siłą rzeczy – ich opakowania. Są one z reguły świetnie podrobione, na pierwszy rzut oka nie widać różnicy między podróbką a oryginałem.
Obecnie handel elektroniczny ułatwia przeprowadzanie wszelkich transakcji, także tych związanych z podróbkami. Proceder stał się na tyle duży, że nie ogranicza się jedynie do łożysk dużych, ale dotyczy także łożysk małych, sprzedawanych masowo. Często „inwestorami” w takim biznesie są osoby mające kłopoty z prawem (lokalne mafie i grupy przestępcze).
Jak uniknąć oszustwa? SKF sugeruje, aby dokonywać zakupów wyłącznie w autoryzowanej sieci. Daje to gwarancję oryginalności oraz tego, że produkt pochodzi z bieżącej produkcji (nie jest to upłynnienie kilkunastoletnich zapasów przechowywanych w różnych warunkach – wewnętrzna instrukcja SKF mówi, że towar jest wycofywany ze sprzedaży po upływie 5 lat, mimo prawidłowego składowania).
W razie wątpliwości i podejrzenia o nieoryginalność łożyska proszę o kontaktowanie się z SKF. Dzięki temu będziemy mogli skuteczniej walczyć z procederem podróbek produktów. Obecnie prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie pewnej firmy, w której magazynie znaleziono podrabiane łożyska. Jest to ostrzeżenie dla firm, które chciałyby podejmować ryzyko rozprowadzania podrabianych produktów SKF. Co ważne, firma SKF spotkała się dotychczas wyłącznie z podrabianiem łożysk – nie dotyczy to jakichkolwiek innych produktów firmy.
Janusz Toman: – Zajmujemy się problematyką dokładnego oczyszczania olejów. Poddając je ostrej procedurze badań na zawartość zanieczyszczeń szczególnie po procesie oczyszczania, zetknęliśmy się z kilkoma sytuacjami podrabiania lub mieszania olejów. Praktycznie nie spotkaliśmy się z sytuacją dostarczenia oleju podrobionego przez autoryzowanego dystrybutora, bo są to właśnie dystrybutorzy autoryzowani, a żadne przedsiębiorstwo nie zdecyduje się na dostawcę oferującego produkt niewiadomego pochodzenia. Niestety zdarza się to wśród najmniejszych przedsiębiorstw, które zwracają uwagę przede wszystkim na minimalizację kosztów, dlatego decydują się czasem na zakupy materiałów eksploatacyjnych z różnych źródeł (wśród których mogą być nieuczciwi dostawcy). Dystrybutorzy w celu podwyższenia zysków (szczególnie ci działający na trudnym rynku olejarskim, gdzie panuje duża konkurencja) stosują czasem metody znane z rynku paliwowego, a mianowicie potocznie nazywane chrzczeniem oleju. Jest to tym trudniejsze do wykrycia, że większość olejów danej grupy jest dobrze mieszalna. Użytkownik takiego oleju praktycznie nie jest w stanie stwierdzić, ile oleju tego, za który zapłacił, jest rzeczywiście w mieszance, którą dostarczył mu sprzedawca. Najczęściej dotyczy to olejów droższych, ponieważ tylko takie opłaci się fałszować. Po prostu do oleju droższego dodaje się tańszego i sprzedaje całość jako ten droższy.
Po szczegółowym badaniu okazuje się, że taki olej nie spełnia parametrów, jakie powinien spełniać. Badanie polega na przepuszczeniu próbki oleju (25 ml) przez membranę o przepuszczalności 0,8 µm. Taka próba może pokazać, że olej nie odpowiada zamówieniu. Spowodowane jest to tym, że zmieszanie olejów wywołuje wytrącanie się dodatków dodawanych do olejów. Efekt jest taki, że klient dostaje – mając nadzieję zastosowania oleju wysokiej klasy z dużą ilością różnych dodatków, np. – przeciwstarzeniowych, przeciwkorozyjnych itd. – samą bazę olejową z rozrzedzonymi różnymi składnikami. To najczęściej ma miejsce w przypadku olejów, które mają tzw. indeks lepkościowy. Zdarzają się sytuacje „nakręcane” przez dystrybutorów – wmawianie klientom, że potrzebują olejów z indeksem lepkości, co nie ma żadnego uzasadnienia w ich przypadku, ponieważ dotyczy maszyn pracujących w ogrzewanych halach, gdzie skoków temperatury nie ma praktycznie żadnych. W związku z tym, że olej został zmieszany z innym olejem, dodatki wytrąciły się, ale widać to dopiero na membranie o przepustowości 0,8 µm. Po oczyszczeniu elektrostatycznym problem został całkowicie rozwiązany – osady te zostały usunięte, ale przecież nie chodzi o czyszczenie nowego oleju.
Jak z tym walczyć i jak się tego ustrzec? Sytuacja jest złożona, gdyż trudno jest udowodnić „chrzczenie” oleju. Oczywiście nie jest to trudne w przypadku szczegółowych badań, ale żaden użytkownik nie potrafi tego zrobić, ponieważ tylko wąska grupa technologów danej firmy potrafi określić, co wchodzi w skład oleju i jakie parametry są nieprawidłowe i odbiegają od stanu, jaki olej powinien reprezentować. Sprowadza się to do tego, że użytkownik powinien mieć własne bardzo dobrze wyposażone laboratorium, w którym prowadziłby wstępne badania zakupionego oleju. To się wiąże z bardzo dużymi kosztami. Można to próbować zrobić w prostszy sposób – pozostawić olej na pewien czas i zaobserwować, czy się nie rozwarstwia, ale takie przypadki zdarzają się sporadycznie, w dodatku takich obserwacji można dokonać po odstawieniu oleju na pół roku i dłużej. A przecież olej nie jest kupowany po to, aby tak długo stał.
To co można w najprostszy sposób zrobić, to membranowe testy czystości. Stanowią one doskonałe uzupełnienie oceny oleju poprzez jego klasyfikację czy według ISO 4406 czy NAS 1638, czyli poprzez liczenie cząstek. Ale ta ocena stanu oleju na dzisiejsze warunki jest niewystarczająca zwłaszcza w takich przypadkach, kiedy zanieczyszczenia są większe od przewidzianych luzów technologicznych. Tak więc takie badania pokazują zanieczyszczenia dopiero od 4 µm wzwyż. W zasadzie stosowanie tej metody pozwoli na wykrycie zafałszowanego oleju oraz na określenie jego stanu czystości.
Drugą metodą jest skupienie się na oczyszczaniu oleju, a nie na kupowaniu olejów najwyższej jakości (z odpowiednimi uszlachetniaczami). Większość dodatków ma na celu minimalizację negatywnych skutków eksploatacji tych olejów i wydłużenie jego żywotności. Zastosowanie elektrostatycznego oczyszczania olejów praktycznie rozwiązuje ten problem. A więc usuwanie zanieczyszczeń, a nie dodatki spowalniające starzenie. Usuwanie zanieczyszczeń powoduje to, że olej znajduje się cały czas w tym samym stanie w trakcie eksploatacji. Czyli można zastosować tańszy olej z mniejszą liczbą dodatków. A tańszego oleju nie opłaci się fałszować i tu dochodzimy do sedna sprawy (produkt, który trzeba dolać przy fałszowaniu, też ma przecież swoją cenę).
Robert Olkiewicz: – Mierniki też są fałszowane lub zastępowane tanimi odpowiednikami. Szczególnie w ostatnich czasach na fali handlu elektronicznego, aukcji, można obserwować zjawisko oferowania produktów oznaczonych jako Fluke, a w rzeczywistości niebędących produktami tej marki. Nabywcy są często zachwyceni atrakcyjną na pozór ceną, a potem okazuje się, że pojawiają się problemy. Rozgraniczyłbym 2 zjawiska – ewidentne podrabianie produktów Fluke oraz sprzedaż tanich zamienników, które z wyglądu przypominają przyrządy Fluke. Jeśli weźmiecie Państwo udział w jakichkolwiek targach, w których wystawiane są mierniki, to możecie zauważyć mierniki, które przypominają stylistykę Fluke – żółta obudowa, miękka gumowa ochrona. Dopiero po bliższym przyjrzeniu widać, że jest to produkt podobny, ale nie firmy Fluke.
W obu tych przypadkach należy się zastanowić, za co płacimy, nabywając markowy produkt. Kupując miernik Fluke mamy pewność, że jest to przyrząd bezpieczny i użytkowanie go w środowisku elektrycznym nie grozi porażeniem. Kolejną sprawą jest dokładność pomiaru. Jeśli użytkownik chce sprawdzić jedynie, czy w gniazdku jest prąd, wystarczy użyć jakiegokolwiek miernika. Natomiast gdy trzeba zmierzyć taki prąd z określoną dokładnością, wtedy należy użyć miernika odpowiedniej jakości. Firmy, które wykonują tzw. świadectwa wzorcowania, twierdzą, że mierniki tanie czasem przekłamują nawet o kilkadziesiąt proc. Jeśli jakiś proces technologiczny zależy od takiego pomiaru, to błąd rzędu 10 % należy uznać za duży. Kolejna sprawa to kalibracja. Dobre przyrządy można kalibrować programowo. Z reguły w tanich miernikach regulacja taka odbywa się za pomocą śrubki. Taka kalibracja nie trzyma parametrów w czasie, np. w ciągu miesiąca.
Te trzy aspekty stanowią o tym, że przyrządy markowe są drogie, a naśladowcy nie są w stanie wyprodukować urządzenia na równie wysokim poziomie.
Andrzej Grabowski: – Przypominam sobie sytuację, kiedy to w Polsce w hurtowniach królowały łożyska rumuńskie, które rozlatywały się wkrótce po montażu. Doszło wtedy do wielokrotnych uszkodzeń silników w elektrowniach na napędach wentylatorów ciągów o dużych mocach (1 lub 2 MW). Ktoś po prostu kupił tanie łożyska, elegancko zapakowane, ale o bardzo kiepskich parametrach. Obecnie odbiorca końcowy nie ma żadnych szans w zetknięciu z podróbkami na ich wykrycie, o ile nie ma specjalnego laboratorium lub nie zna specjalnych ukrytych oznaczeń producenta. Dotyczy to zarówno łożysk , olejów i innych produktów. I niech ktoś złoży reklamację produktu. Życzę sukcesów.
O ile można dyskutować z dystrybutorami dużymi typu Lotos czy Orlen , to mniejsi dostawcy wykorzystują chęć handlowców z firm chcących nabyć towar po jak najniższej cenie oraz ich niewiedzę i naiwność. Na rynku polskim nie ma żadnych szans, zwłaszcza w przypadku olejów. Np. firma dostarczająca oleje, która pobiera tzw. próbki rozjemcze, nie uzna żadnej reklamacji, jeśli towar nie zostanie zareklamowany w momencie odbioru. I kto udowodni, że w transporcie do magazynu odbiorcy, gdzieś po drodze, ten towar nie został podmieniony lub stracił własności? Jeśli nawet ktoś przeprowadza badania oleju, to robi jedynie to, co jest zalecane w normie, a nie robi analizy na poziomie atomowym, bo ona przy tym odbiorze nie jest wymagana, a tu wychodzi, że „to czerwone” w oleju to było KOH (widoczne na załączonym zdjęciu). Skąd to się tam wzięło? A co to obchodzi klienta?
Wynika z tego, że norma jest dla rafinerii, a nie dla użytkownika. Wystarczy bowiem sprzedać olej w nieumytych pojemnikach, a klient może się tylko domyślać, co tam wcześniej było i dlaczego olej u niego nie spełnia normy, choć wychodząc z rafinerii jeszcze go spełniał.
Inny przykład działania producentów – kiedyś, gdy się włożyło rękę w olej turbinowy, nie można jej było potem domyć, a dziś – mimo obowiązywania tej samej normy – wystarczy rękę otrzepać i włożyć do kieszeni bez obaw o pobrudzenie garnituru. Więc jak wyglądają same normy?
Kolejną sprawą jest to, że olej jest dziś stosunkowo tani, więc się go natychmiast w razie awarii wymienia na nowy. Skutek tego jest taki, że w razie awarii często trudno jest określić, czy jej przyczyną był olej, czy coś innego, bo się go po prostu nie bada.
Mam takie pytanie związane z łożyskami – czy firma SKF nie mogłaby nadzorować montażu łożyska lub dokonywać autoryzacji firmy wykonującej taki montaż?
Tomasz Gonsiorczyk: – Kwestia montażu łożysk jest często kluczowa dla późniejszej prawidłowej eksploatacji – według naszych badań kilkadziesiąt procent awarii to skutek właśnie złego montażu. Jeszcze większy procent wynika ze złego smarowania. Próbujemy uświadamiać klientów poprzez organizację szkoleń (już od kilkunastu lat), a także bezpośrednio nadzorujemy – o ile zostaniemy o to poproszeni – montaż łożysk. Jednak następuje to wyłącznie na ewidentne życzenie klienta.
Tomasz Kurzacz: – Czy ktoś z klientów zwrócił się do Fluke z prośbą o autoryzację podejrzanego sprzętu?
Robert Olkiewicz: – Nadzorujemy polski rynek dopiero od półtora roku. Z moich obserwacji wynika, że przeżywamy w kraju zachwyt związany z pojawieniem się elektronicznych platform sprzedaży i związanych z tym niskich cen i dużej dostępności towarów bez względu na ich faktyczną lokalizację. Ten proces dopiero się zaczyna i klienci szukają innych kanałów dostaw niż kanał autoryzowany. To jest nowe zjawisko i obserwujemy, co się w związku z tym może wydarzyć. Dostrzegamy np. zakupy dokonywane przez naszych klientów na witrynach zlokalizowanych na serwerach, tak naprawdę nie wiadomo gdzie, i prowadzonych przez nieuczciwych sprzedawców oferujących np. uszkodzone mierniki – takie sygnały już mieliśmy.
Tomasz Gonsiorczyk: – My takich problemów mamy sporo, więc firma zmuszona była powołać specjalną komórkę do walki z podróbkami. To nie jest problem wyłącznie polskiego rynku – dotyka on całego świata. Szacujemy, że ok. 20% łożysk to łożyska sfałszowane, więc nie jest to błahy problem, a świadomość zagrożeń stąd wynikających jest bardzo mała, zwłaszcza w Polsce.
Janusz Toman: – Do ujawnienia fałszowania olejów przyczyniło się wprowadzenie na rynek naszej metody elektrostatycznego oczyszczania olejów. Wcześniej nikt sobie nie zawracał głowy cząsteczkami mniejszymi od 4 µm, bo i tak nie było odpowiedniej dla takich zanieczyszczeń metody filtracji olejów. Po prostu wymieniano olej na bazie badań i zmian parametrów fizyko-chemicznych i liczby kwasowej. Dopiero wdrożenie bardzo rygorystycznego testu na membranie 0,8 µm pokazało problem mieszania olejów, bowiem właśnie w takim badaniu ujawniają się cząsteczki powstałe w wyniku łączenia się domieszek pochodzących z różnych olejów. Namawiamy klientów do porównania stanu oleju nowego z beczki oraz oleju przeznaczonego do wymiany i wyciągania wniosków. Może się okazać że olej „nowy” ma więcej zanieczyszczeń od oleju przepracowanego, co wynika właśnie z mieszania i fałszowania olejów.
Tomasz Kurzacz: – A gdzie może następować takie fałszowanie?
Janusz Toman: – Według naszej wiedzy odbywa się to na etapie pośrednictwa. Producent nie ma interesu w fałszowaniu swoich produktów. Od ok. roku bardzo zaostrzyła się walka na rynku olejarskim – dystrybutorów jest dużo, marże się zmniejszyły, co sprzyja próbom osiągania większego zysku przez fałszowanie olejów.
Tomasz Kurzacz: – Widzimy więc, że problem jest nie jest błahy. Jak w takim razie walczyć z podróbkami?
Radosław Sawa: Można przynajmniej próbować ograniczać ten proceder przez np. umieszczanie trwałych oznaczeń na produktach. Mogą to być znaki np. grawerowane, wyżłabiane lub nanoszone laserem, jak to ma miejsce w metodzie DPM (Direct Part Marking). Pomimo tego, że urządzenia do nanoszenia takich znaków nie są najtańsze, są one coraz częściej wybierane między innymi przez producentów oferujących wyroby dla przemysłu i dbających o własną markę. W HDF odnotowujemy ostatnio duże zainteresowanie technologią trwałego znakowania, a przeprowadzane przez nas wdrożenia kompleksowych systemów DPM mają między innymi na celu zapobieganie fałszerstwom i kradzieżom. Co ważne – technologia DPM nie tylko umożliwia łatwą i szybką identyfikację produktu, ale również daje przedsiębiorstwom możliwości dokładnego monitorowania ruchu oznaczonych przedmiotów – od momentu produkcji, poprzez naprawy serwisowe aż do momentu wycofania ich z użycia.
Tomasz Gonsiorczyk: – Nasze oznaczenia na łożyskach są zupełnie nieczytelne dla kogoś, kto nie zna budowy takiego oznaczenia, a zawiera ono m.in. datę produkcji. Natomiast legalny użytkownik ma dostęp do hasła umożliwiającego odkodowanie oznaczenia. Przy okazji – zadziwia mnie czasem to, że firmy fałszujące łożyska dbają o upodobnienie produktu do oryginalnego, włączając w to podrabianie etykiet i opakowań, a zapominają czasem o podstawowej sprawie, jaką jest właśnie sposób oznakowania łożyska przez producenta.
Radosław Sawa: Dlatego właśnie tak ważne jest, aby każdy produkt był właściwie oznaczony – najlepiej w sposób trwały i niezniszczalny. Aby niemożliwe było zmazanie, odklejenie czy sfałszowanie naniesionych oznaczeń – tak jak ma to miejsce przy użyciu wspomnianej wcześniej technologii DPM. Oznaczenia DPM są zawsze czytelne i umożliwiają bezbłędną identyfikację oznakowanego elementu. Technologia ta została stworzona właśnie dla takich firm, które chcą trwale zabezpieczyć produkowane przedmioty przed fałszerstwami czy kradzieżami.
Tomasz Kurzacz: – Czy Państwa firmy produkują także tańsze zamienniki?
Robert Olkiewicz: – W przypadku firmy Fluke nie mamy jakichś gorszych zamienników, ale mamy markę mierników w klasie popularnej, gdzie parametry pomiarów nie muszą spełniać takich samych wymagań, jak w przypadku marki wiodącej. I co ważne – spełniają one takie same normy bezpieczeństwa użytkowania. Dzięki niewiele mniejszej dokładności możemy sprzedawać produkty po znacznie niższej cenie. Po prostu mierniki te są przeznaczone do innego segmentu odbiorców.
Tomasz Gonsiorczyk: – My nie mamy innej marki. Mamy ponad 100 fabryk wytwarzających łożyska i takie same produkty z dowolnej z nich muszą być identyczne – taka jest polityka firmy. Tak więc łożysko pochodzące z Chin czy Malezji będzie miało takie same parametry jak te wyprodukowane w Niemczech. Mamy także fabrykę w Poznaniu, która początkowo (po zakupie przez SKF) produkowała pod swoją marką, ale był to okres przejściowy.
Tomasz Kurzacz: – A jak wygląda sprawa zakupu olejów w firmach?
Janusz Toman: – Z reguły za zakupy (nie tylko olejów) w firmie odpowiada ktoś z produkcji lub np. szef działu utrzymania ruchu. I taki ktoś z reguły wie, czego chce i czego mu potrzeba. Niestety na kolejnym etapie zamówienia – składania ofert – okazuje się, że handlowiec w firmie wybiera ofertę nie najlepszą, ale najtańszą. Czasami też okazuje się, że firmy dokonują zakupu „na wyrost” – dążąc do nabycia najlepszego produktu, kupują takie, które nie mają racjonalnego uzasadnienia, czego przykładem jest zakup olejów do pracy w trudnych warunkach atmosferycznych, podczas gdy urządzenie zainstalowane jest w hali. To samo może dotyczyć łożysk – albo są kupowane tańsze zamienniki, albo takie, które spełniają z bardzo dużym zapasem wymagane parametry. Czasami taki zakup może powodować kłopoty z egzekwowaniem gwarancji na urządzenie, jeśli łożysko nie pochodzi z autoryzowanej sieci sprzedaży lub nie spełnia odpowiednich wymagań.
Tomasz Kurzacz: – Jak wygląda kwestia zakupu produktów u autoryzowanych dystrybutorów, ale w innym kraju? Czy gwarancja w takim przypadku nadal obowiązuje?
Tomasz Gonsiorczyk: – Sprzedajemy produkt i bez względu na miejsce zakupu jest on objęty naszą gwarancją. Tyle tylko, że klient kontaktuje się z producentem za pośrednictwem swego źródła zakupu. Tak więc klient musi zwrócić się do sprzedawcy, a nie do najbliższego przedstawicielstwa SKF.
Tomasz Kurzacz: – Dziękuję serdecznie za udział w debacie.
Radosław Łodziato, wiceprezes Complex
Świadomość, że na rynku łożysk nie brakuje podrabianych towarów jest wciąż zbyt mała. Klienci czasem decydują się na zakup towaru po okazyjnej cenie, nie biorąc pod uwagę, że może on okazać się nietrwały i mniej wytrzymały. Wprowadzanie do obiegu takich produktów o zaniżonej jakości, naraża właściciela marki na znaczny spadek zaufania do jego produktów ze strony aktualnych oraz potencjalnych Klientów.
Kluczowym zagadnieniem dla klienta powinna więc być sprawa doboru dostawców. Warto kierować swoje zapytania bezpośrednio do firm z długą historią, znanych na rynku, prowadzących swoją działalność w sposób transparentny. Dzięki współpracy między dostawcą a klientem możliwy jest monitoring rynku i natychmiastowe reagowanie na sygnały o dystrybuowaniu produktów, których oznaczenia lub opakowania mogą sugerować próbę wykorzystania wizerunku znanej marki.
Prezentacja Janusza Tomana z firmy Ekspert pt. „Niespodziany w olejach”