Kilka niedopowiedzianych słów

Bob Vavra

8 czerwca (w USA – przyp. red.) nagłówki gazet w całym kraju krzyczały: „GM ma zlikwidować 25 000 miejsc pracy”. Rozeszła się wieść, że firma General Motors, która w pierwszym kwartale 2005 roku poniosła straty w wysokości 1,1 mld dolarów, ma zlikwidować stanowiska pracy w działach produkcyjnych swoich zakładów na terenie USA, a starsze zakłady zamknąć.

Nie była to dobra wiadomość dla gospodarki próbującej odbić się od dna, ani też dla sektora produkcyjnego, który zorientował się, że odnotowany w 2004 roku solidny wzrost zaczyna słabnąć. Jednak między wierszami tej wiadomości można było wyczytać jeszcze coś, co nie trafiło do nagłówków – coś, co wszyscy przeoczyli, zajęci liczeniem 25 000 miejsc pracy. 

Cytując słowa Ricka Popely’ego z artykułu zamieszczonego w Chicago Tribune, „Prawie jedna piąta miejsc pracy w GM w USA zostanie zlikwidowana w ciągu następnych trzech lat, głównie samoistnie”.

To ostatnie słowo, „samoistnie”, było zaledwie uzupełnieniem w relacji, jaka ukazała się następnego dnia. Oznacza to, że chociaż pracownicy GM przestaną pracować, większość redukcji etatów będzie miała miejsce, gdy robotnicy odejdą (np. na emeryturę), a na ich miejsce nikt nie przyjdzie. Być może dzielę włos na czworo, ale to nie to samo, co wyrzucenie na bruk 25 000 robotników wbrew ich woli w ciągu najbliższych trzech lat.

Ilu zostanie zwolnionych, a ilu po prostu odejdzie? Odpowiedź na to pytanie przyniosą najbliższe 3 lata, mimo że firma ocenia, że co roku około 6000 robotników przechodzi na emeryturę lub odchodzi z pracy. Ilu usuniętych ze stanowiska robotników pracujących w zakładach samochodowych mogą „zgarnąć” zagraniczne firmy, takie jak Toyota, Hyundai i Nissan, które zwiększają liczbę swoich fabryk w USA? Kolejna niewiadoma.

Jedno wiemy – jak możemy wyczytać w artykule będącym tematem miesiąca, producenci w całym kraju martwią się, że w ciągu następnych pięciu lat wystąpi poważny brak wykwalifikowanych robotników w sektorze produkcyjnym – głównie z powodu odchodzenia z pracy. Podczas gdy amerykański sektor produkcyjny likwiduje w niektórych częściach kraju etaty dla wykwalifikowanych pracowników, potrzebuje ich  z kolei w innych częściach USA. 

Programy takie jak kampania „Dream It. Do It.” (Marzysz o tym. Zrób to), lansowana przez National Association of Manufacturers (Krajowy Związek Producentów), próbują zrozumieć potrzeby sektorów produkcyjnych oraz sposób, w jaki najlepiej można je zaspokoić. Jednym z głównych zmartwień młodych ludzi, chcących rozpocząć pracę w sektorze produkcyjnym, jest fakt, że droga ta nie wydaje się być stabilną drogą rozwoju zawodowego – zwłaszcza gdy widzi się nagłówki mówiące o „likwidowaniu 25 000 miejsc pracy”. Kolejnym zmartwieniem jest brak wyraźnie określonej ścieżki kariery dla młodych ludzi. Dużym problemem jest kwestia różnorodności – zarówno jeśli chodzi o pracodawców, jak i o rodzaje pracy dostępne  w sektorze produkcyjnym.

Sektor produkcyjny chce zbudować swoją reputację jako sektor, który ceni sobie stabilność zatrudnienia i rozwój zawodowy. „Dream It. Do It.” to godny pochwały krok w tym kierunku. Inne regionalne ośrodki produkcyjne – i producenci – nie mogą doczekać się wdrożenia programu, co umożliwi im rozwiązywanie problemów w skali lokalnej.

Jest jeszcze jeden zasadniczy problem: producenci odczuwają brak wykwalifikowanych robotników, nawet w okresie trwającej redukcji etatów. Jak pogodzimy pozbawionych posady robotników z powstającymi możliwościami?

 

Bob Vavra,

redaktor naczelny Plant Engineering