Problem polega na tym, że propozycje KE dotyczące przemysłu, a związane ze zmianami w EU ETS, są coraz dalej od rzeczywistości. Politycy deklarują, że chcą redukować emisje CO2 i chronić przemysł przed utratą konkurencyjności, ale tworzą przepisy świadczące o tym, że celem nadrzędnym jest redukcja emisji – mówi Agata Staniewska, zastępca dyrektora Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan.
Konfederacja Lewiatan uważa, że wejście w życie projektu rewizji dyrektywy o europejskim systemie handlu emisjami (EU ETS) w zaproponowanej przez Komisję Europejską postaci oznaczałoby pogorszenie sytuacji przemysłu. Na czy oparta jest ta teza?
– W konkluzjach Rady Unii Europejskiej, które określają ramy polityki klimatycznej do 2030 roku (październik 2014), są zapisy mówiące o tym, że zmiany w dyrektywie EU ETS będą uwzględniały konkurencyjność przemysłu europejskiego, ale już sam projekt zmian tego nie potwierdza. Pierwsza istotna sprawa to propozycja sztywnego podziału puli uprawnień w okresie 2021-2030 pomiędzy państwa członkowskie i przemysł w proporcjach 57 proc. i 43 proc. Ponad to pula uprawnień, z roku na rok będzie się zmniejszać o 2,2 proc. co ma zagwarantować osiągnięcie 43 proc. celu redukcji emisji CO2 w sektorze EU ETS do 2030 roku. Aby ten cel osiągnąć KE zaproponowała bardzo niekorzystny dla przemysłu sposób przydzielania darmowych uprawnień. Będzie co roku redukowała benchmarki dla przemysłu o 1 proc.. W takim układzie przemysłowi objętemu EU ETS dość szybko zacznie brakować darmowych uprawnień emisji będzie musiał coraz więcej uprawnień dokupować.
Na czym mechanizm redukcji benchmarków ma polegać?
– Ogólnie rzecz biorąc benchmark emisyjny dla danej branży to poziom emisji CO2 na jednostkę produkcji określany na podstawie 10 proc. najbardziej efektywnych instalacji w Europie i to on jest punktem odniesienia dla przydziału darmowych uprawnień dla przemysłu. Instalacje, które mieszczą się w benchmarku dostają 100 proc. uprawnień za darmo, a pozostałe, czyli w praktyce większość, dostaje darmowe uprawnienia do poziomu benchmarku, a resztę musi dokupić. W okresie po 2020 roku, benchmark będzie zmniejszany o 1 proc. co roku.
Redukcja benchmarków będzie obliczana od momentu ich uchwalenia, czyli od 2008 roku. Oznacza to, że w 2020 roku benchmarki będą już zmniejszone o 12 proc. względem obowiązujących dziś poziomów i nawet najlepsze instalacje nie dostaną 100 proc. darmowych uprawnień. A gdyby dodatkowo okazało się, że taki przydział dla przemysłu narusza zagwarantowane krajom 57 proc. uprawnień na aukcje to KE ma jeszcze w zanadrzu stosowany już teraz tzw. międzysektorowy współczynnik korygujący, którym określi ile zabrać poszczególnym branżom przemysłowym, żeby dopełnić do 57 proc. koperty krajowe.
Nie ma mowy o tym, żeby zmienić te proporcje 57-43 proc. na korzyść przemysłu, bo w końcu wychodzi na to, że państwa konkurują z własnym biznesem o uprawnienia, czyli pieniądze?
– Trzeba pamiętać, że podział 57-43 proc. to jest konsekwencja postanowień Rady Unii Europejskiej, a więc oznacza tyle, że przywódcy państw członkowskich świadomie to ustalili, zapewne biorąc pod uwagę zarówno dochody budżetowe, jak i inne cele, bo chociażby w przypadku Polski to z uprawnień dla państwa mają pochodzić darmowe uprawnienia dla energetyki.
Biznes nie tyle protestuje przeciwko temu podziałowi 57-43 proc. ile przeciwko koncepcji obniżania benchmarków i zabiega o to, żeby w przypadku braku darmowych uprawnień mógł je otrzymać na przykład z MSR, czyli rezerwy stabilizacyjnej ETS. Nie są to błahe sprawy, bo na przykład przemysł cementowy ocenia, że wejście w życie reformy EU ETS zgodnie z założeniami przedstawionymi przez Komisję oznaczałoby, że już 2027 roku otrzymałby darmowe uprawnienia w ilości, które nie pokryją nawet emisji procesowych CO2, czyli wynikających z procesów technologicznych.
Przemysł czeka okres bardzo aktywnej i trudnej działalności, bo to teraz na poziomie Rady Unii Europejskiej i Parlamentu Europejskiego zaczną się prace nad przedstawionym przez Komisję Europejską projektem zmiany w EU ETS.
Generalnie problem polega na tym, że dotyczące przemysłu, a związane ze zmianami w EU ETS propozycje KE są coraz dalej od rzeczywistości. Politycy deklarują, że chcą redukować emisje CO2 i chronić przemysł przed utratą konkurencyjności, ale tworzą przepisy świadczące o tym, że celem nadrzędnym jest redukcja emisji niejako pod linijkę, zgodnie z założeniami mającymi doprowadzić do 43 proc. redukcji emisji CO2 w 2030 roku. Komisja nie bierze pod uwagę różnorodności i skomplikowania procesów przemysłów. Ma swój cel nadrzędny i dąży do jego realizacji nie bardzo bacząc na interesy przemysłu.
Mimo wszystko Bruksela nie jest chyba do końca bezrefleksyjna, bo m.in. wskazujecie, że krokiem we właściwym kierunku jest utworzenie rezerwy uprawnień dla nowych instalacji i znaczącego wzrostu produkcji w wysokości ok. 395 mln uprawnień, z czego 250 mln pochodzić ma z MSR…
– To jest krok w dobrym kierunku, ale konieczne jest ustalenie zasad zwiększenia tej puli, tak aby najlepsze instalacje miały zagwarantowaną bezpłatną alokację 100 proc. uprawnień. Poza tym uważamy, że przydział bezpłatnych uprawnień powinien być obliczany w oparciu o bieżące poziomy produkcji, a nie historyczne jak do tej pory. Tu propozycja KE też zmierza w dobrym kierunku proponując alokację raz na 5 lat, zamiast raz na 8 lat oraz wprowadzając podejście zbliżone do tzw. alokacji dynamicznej.
Naszym zdaniem propozycja zmian powinna jednak uwzględniać bardziej aktualne okresy produkcyjne (np. dla roku n-1 lub n-2), które umożliwią wykorzystanie bieżących danych produkcyjnych. Uważamy ponadto, że rekompensaty za koszty pośredniej emisji, czyli wynikające ze wzrostu cen energii wskutek wzrostu cen CO2, powinny być określone na poziomie UE oraz zapewniać wsparcie dla sektorów, w których zagrożenie ucieczką emisji jest kombinacją kosztów bezpośrednich oraz pośrednich.
A jakie jest wasze stanowisko w sprawie weryfikacji listy sektorów, którym przysługują darmowe uprawnienia do emisji CO2?
– Wydaje się, że w tej sprawie klamka już zapadła. Mianowicie jeśli chodzi o okres do 2020 roku to w 2014 doszło do weryfikacji listy sektorów narażonych na utratę konkurencyjności i ona pozostała w zasadzie bez zmian. Natomiast jeśli chodzi o okres po 2020 roku to wszystko wskazuje na to, że na liście carbon leakage z obecnych 175 branż przemysłowych zostanie tylko około 50 najbardziej energochłonnych. Ograniczenie listy carbon leakage jest częściowo uzasadnione, bo są, czy były na niej nawet firmy, które mało miały z systemem do czynienia, , a uprawnienia dostawały. Z drugiej strony to ograniczenie to także w jakiejś mierze efekt dążenia do realizacji celu 43 proc. redukcji emisji. Spodziewam się, że gdyby nie doszło do ograniczenia listy sektorów objętych ochroną przed utratą konkurencyjności na skutek polityki klimatycznej to wówczas znacznie szerzej stosowany byłby mechanizm współczynnika międzysektorowego i w ten sposób byłby ograniczany przydział uprawnień dla przemysłu.