Realizowane połączenie Grupy Azoty i Zakładów Azotowych Puławy to największa fuzja w historii polskiej chemii i jedna z ważniejszych w polskim przemyśle. Mało nagłośniony jest fakt, że realizują ją ludzie rządzący swoimi firmami już od pół dekady.
Jaka była polska chemia jeszcze dekadę temu? Podzielona, konkurująca ze sobą, o słabym zapleczu finansowym. Dodatkowo podatna na dekoniunkturę i często z nadzatrudnieniem.
Mimo pogorszenia koniunktury gospodarczej, cała branża dość dobrze sobie radzi na rynku. Realizowane są nowe inwestycje, a w przypadku połączenia Grupy Azotowej z Zakładami Azotowymi Puławy powstanie drugi co do wielkości europejski producent nawozów.
Być może, jak mówi minister skarbu Mikołaj Budzanowski, polska chemia ma szansę stać się jedną z kluczowych branż naszego przemysłu. A taki sukces byłby ze wszech miar pożądany. Silna chemia pozwoliłaby m.in. za zmniejszenie rosnącego deficytu w handlu zagranicznym chemikaliami. Obecnie sięga on już ponad ośmiu miliardów euro rocznie.
Skąd takie sukcesy chemii? Oczywistością jest, że pomogła dobra koniunktura, trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze taka była, a profity z tego tytułu nie były tak widoczne jak teraz.
Według rozmówców wnp.pl z branży, chemia dużo zawdzięcza stabilizacji kadrowej. Prezesi Puław i Tarnowa, Paweł Jarczewski i Jerzy Marciniak, już biją rekordy najdłużej sprawujących kierowniczą funkcje od zmiany ustrojowej. Także prezesi pozostałych spółek to „starzy wyjadacze”. Zarówno prezes Polic Krzysztof Jałosiński jak i szef ZAK-u Adam Leszkiewicz z branżą związani są od lat. Choć w przypadku Leszkiewicza wcześniej nadzorował on chemię z ramienia ministra skarbu.
Znajomość branży – wiceprezesi spółek często dysponują znacznie dłuższym stażem – owocuje dość udaną polityka inwestycyjną. A pomaga w tym mała rotacja w zarządach. Biznesowa prawda mówi bowiem, że w pierwszej kadencji nowy prezes uczy się firmy, dopiero w następnych może skutecznie nią zarządzać. Wydaje się to być dokładnie odzwierciedlone teraz, bo największe projekty inwestycyjne wciąż przed spółkami.
Czy to oznacza, że współpraca pomiędzy prezesami przebiega bezboleśnie? Osoba związana z zarządem jednej z firm przyznaje, że dyskusje mają czasem burzliwy przebieg, bo każdy z prezesów chce jak najlepiej dla swojej spółki. Jednak – jak podkreśla – rozmówcy szanują się nawzajem.
– Oczywiście rodzą się pytania dlaczego oni, a nie my np. realizują przejęcie, ale przecież to MSP wytyczyło pewien szlak postępowania. Prezesi chyba rozumieją, że współpraca przyniesie wymierne korzyści wszystkim zainteresowanym, nawet jeśli będzie to oznaczało podległość służbową – komentują sytuację członek rady nadzorczej jednej ze spółek.
Źródło: www.wnp.pl