Kilka uwag którymi mam zamiar podzielić się nie dotyczą kompleksowych rozwiązań jak przejęcie przez usługodawcę majątku i pracowników firmy zlecającej z zadaniem kompleksowej obsługi parku maszynowego i instalacji. Wątpliwości i ich uzasadnienie opisywano tutaj dla takiego przypadku dość obszernie i można zgodzić się z obawami o uzależnienie się i osłabienie pozycji negocjacyjnej, a także utrata kontroli nad tajemnicami technologii, techniki, organizacji produkcji itp.
Obserwujemy ten rynek od lat blisko 20 z perspektywy firmy oferującej specjalistyczne usługi diagnostyczne i możemy powiedzieć, że podstawową reguła jest… brak reguł. Sytuacja zmienia się, a wydaje się że sytuację kształtują duże korporacje zachodnie. One wyznaczają trend i pozostaje mieć nadzieję, że faktyczne korzyści finansowe, jeśli są, ktoś rzetelnie wylicza. Nie ma dwóch identycznych sytuacji nawet u producentów o prawie lub identycznym profilu produkcji. Na decyzję ma wpływ masa czynników jak choćby najprostszy – wielkość produkcji. Są korporacje, które z diagnostyki rezygnują i takie które w tym samym czasie je wprowadzają jako zadania własne lub w formie outsourcingu.
To, że stosowanie metod diagnostycznych daje korzyści ekonomiczne nie podlega dyskusji. Ale czy stosować je samodzielnie czy zlecać?
Uważamy, że jest sens stosować je samemu przy następujących warunkach „brzegowych” (nawet bez skomplikowanych wyliczeń finansowych):
1. Rzetelna weryfikacja, które z metod diagnostycznych są skuteczne. Najskuteczniejszym sposobem może być kilkukrotne zlecenie czynności diagnostycznych firmom zewnętrznym stosującym różne metody badawcze i ocena skuteczności oraz przetestowanie innych firm oferujących te same badania. To pozwala ocenić które parametry mierzone są naprawdę skuteczne i pozwala zauważyć, że do tych samych metod można mieć różne „podejście” w ich skutecznym wykorzystaniu. Pozwala to także odsiać „specjalistów” tworzących efektowne grube raporty z których Klient potrzebuje kilka zdań dla podjęcia skutecznych decyzji.
2. Możliwości stworzenia systemu w którym własny diagnosta będzie zmotywowany do tak intensywnego angażowania się w realizację zadań jak siłą rzeczy zaangażowany jest zleceniobiorca który musi zachować opłacalne proporcje pomiędzy poświęconym czasem, skutkiem, ceną jaką uzyska i opinią u klienta. Spotykamy się z bulwersującymi dla nas sytuacjami, gdy trzeba przerwać ważne czynności bo pracownicy mają „świętą” przerwę na posiłek czy pozostawienie nas samych „na placu boju” bo zbliża się koniec zmiany. W pracy diagnosty elastyczność jest konieczna bo ważny jest skutek a nie czas pracy.
3. Obciążenie pracą dla jednej czy dwóch metod diagnostycznych musi uzasadniać oddelegowanie tylko do tych zadań minimum dwóch pracowników. Wynika to nie tylko z prozaicznego powodu, że maszyna nie poczeka z awarią na to, by specjalista miał czas zająć się nią oraz z tego, że pracownik ma prawo iść na urlop. Specjaliści muszą być „dublowani” i co najważniejsze nie mogą mieć innych, dodatkowych obowiązków. Brak takiego założenia to w naszym pojęciu powszechny błąd spotykany w przedsiębiorstwach. Często jest tak, że diagnostyka kojarzy się z elektronicznym sprzętem więc dorzuca się do obowiązków własnego automatyka obsługę takiego sprzętu jako zajęcie dodatkowe. Zapomina się że najczęściej diagnostyka na podstawie mierzonych symptomów to interpretacja (a nie rejestrowanie) parametrów i ich zmienności. Pracownik potrzebował będzie (w naszej opinii) do 2 lat zanim osiągnie odpowiednią pewność diagnostyczną. A i to pod wspomnianym wcześniej warunkiem, że nie będzie obciążany innymi, nie związanymi bezpośrednio z diagnostyką zadaniami. Znamy przedsiębiorstwa, które kupiły sprzęt od handlowca bez wiedzy diagnostycznej, i po dwóch latach pracownik nie ma praktycznie żadnych osiągnięć bo mierząc dorywczo nie bardzo sam wie co i po co mierzy. Zarząd ocenia metodę jako nieprzydatną – poważny błąd.
4. Nie można wdrażać w przedsiębiorstwie własnej diagnostyki na zasadzie „zostały nam środki finansowe – mamy miesiąc na zakup sprzętu”. Takie podejście stanowi dużo więcej niż połowę znanych nam przypadków . Inwestycja w diagnostykę własną traktowana jest jako pojęcie „księgowe”. A diagnostyka to nie sprzęt. Sprzęt jest w tym wszystkim dużo mniej ważny niż ludzie, organizacja i kompetencje. Do tego dochodzą opłakane skutki polityki „kupić jak najtaniej”. Nie można podjąć dobrej decyzji na podstawie ulotek i folderów. Sami sprzedajemy też sprzęt więc dobrze wiemy, że musimy choćby przewertować instrukcję zanim ocenimy co i jak naprawdę sprzęt może zmierzyć. Przykład: producenci sprzętu do analizy drgań piszą w ulotkach, że sprzęt mierzy stan łożyska i stosuje metodę „obwiedni przyśpieszeń”. Okazuje się, że metody oceny są zupełnie różne a „obwiednia” „obwiedni” nie równa. Jeśli zatem podejmujemy decyzję o wprowadzeniu do praktyki utrzymania ruchu prewencji (wykorzystującej metody diagnostyki technicznej) to czas na analizę możliwości metod pomiarowych i sprzętów wykonujących rejestrację symptomów powinien być nawet kilkumiesięczny jeśli nie mamy w tym obszarze wcześniejszych doświadczeń.
5. Na koniec argument: nikt nie „wykradnie nam tajemnic” i „nie będziemy zmonopolizowani”. Obalenie pierwszego jest banalne. Załóżmy, że własny specjalista faktycznie osiąga wysoki poziom w swej dziedzinie. I odchodzi do innej. Sytuacja niekomfortowa, bo na 100% ma więcej wiedzy o technice i technologii niż okresowo pojawiająca się firma zewnętrzna. Poza tym profesjonalna firma oferująca takie usługi musiałby mieć instynkty samobójcze gdyby nie była lojalna wobec swego zleceniodawcy. I wreszcie – nie istnieje metoda pomiarowa służąca diagnozie która byłaby stosowana przez jedną firmę. Nie ma więc mowy o zmonopolizowaniu i dyktowaniu warunków. Z naszej perspektywy jest inaczej. Jeśli firma zewnętrzna oferuje wyraźnie niższe ceny obiecując ten sam efekt, to albo musi zmniejszać czas potrzebny na rzetelną analizę a więc obniża jej pewność; albo musi mieć inne niezbyt jasne interesy czy metody uzyskania w inny, niejasny sposób odpowiedniego dochodu. Musi bowiem mieć dobrych specjalistów i ciągle odnawiać fizycznie czy moralnie starzejący się sprzęt pomiarowy.
Autor: Piotr Łukaszewski, Motormonitor