Wtórny analfabetyzm

Fot. Pixabay

Początek lat dziewięćdziesiątych. Jednej z większych krajowych EC marzy się przejście z prewencyjnego UR na predykcyjne. Dwóch specjalistów odwiedza Kraftwerke Mainz-Wiesbaden, gdzie są już wykorzystywane zarówno cyfrowe systemy monitorowania i zabezpieczeń, jak i oprogramowanie diagnostyczne. Po roku podobne systemy są instalowane na największych turbozespołach w tejże krajowej EC oraz pada z góry zastrzeżenie: „na tych mniejszych to na pewno takich systemów nigdy nie zainstalujemy!”. Mija kolejny rok, potem drugi. W tym czasie służby diagnostyki (3 osoby) intensywnie się douczały i wspomagały służby UR diagnozami – najczęściej poprawnymi. Spotykam się z dyrekcją EC. Z ust jednego z dyrektorów pada zdanie: „Nie mieliśmy systemów – nie mieliśmy kłopotów…” i śmiech, a po chwili już na serio kontynuacja: „Jak używaliśmy starych systemów, to drgania przekraczały 100 μm i załoga nie reagowała. Teraz, gdy zbliżają się do 60 μm, to załoga podnosi larum: róbcie coś, bo maszyna jest w złym stanie dynamicznym!”.

Mija rok trzeci, potem czwarty. Podjęto decyzję, aby w systemy podobne do wdrożonych wyposażyć również te mniejsze turbozespoły (sic!) – i tak się stało.

Kolejnych kilka lat… nadchodzi epoka restrukturyzacji przedsiębiorstw. Służby remontowe znikają ze struktur EC, a wraz z nimi diagności. Wdrożone systemy dostają się pod pieczę automatyków. Tych interesuje poprawność pomiarów i zabezpieczeń. Na diagnostyce się nie znają.

Następuje wymiana kadry kierowniczej. Ta postrzega diagnostykę jako terra incognita. Nie dziwi zatem pasywność na kierunku szkolenia zmieniającej się załogi w zakresie diagnostyki maszyn wirnikowych: „Maszyny mają działać… realizujemy prewencyjne UR!”. Regres.

Duuuża elektrownia. Turbozespoły trochę już popracowały. Oceniono, że pierwotnie zainstalowane systemy monitorowania i zabezpieczeń nie są kompletne. Dwa lata po wdrożeniu systemów w ww. EC ta Duuuża decyduje się na podobną inwestycję dla pierwszego bloku (dwa turbozespoły + elektropompa). Kilka osób przechodzi przez szkolenie diagnostyczne i próbuje z większym lub mniejszym powodzeniem wnioskować o stanie technicznym na bazie danych gromadzonych on-line. Mijają 4 lata. Nadchodzi czas remontu tegoż bloku. Ktoś ze specjalistów rzuca myśl: „a może remont ograniczymy w niektórych punktach, bowiem z diagnostyki wynika, że TZ jest w bardzo dobrym stanie dynamicznym”. Czująca technikę dyrekcja akceptuje sugestię. Ograniczony remont trwał krócej, no i rzecz jasna kosztował mniej. Buchalter podsumował: „oszczędności, jakie uzyskaliśmy na jednorazowym ograniczeniu zakresu, z nawiązką przewyższają koszty poniesione na implementację systemu nadzoru i szkolenie kadry”. Kadra kierownicza podzielała ten pogląd i zadziałała twórczo: w ciągu kilku kolejnych lat na wszystkich blokach elektrowni podobnymi systemami nadzoru objęto nie tylko ww. maszyny, ale także dodatkowo szereg pomp i wentylatorów. Dla porządku dodam, że ograniczenia w zakresie remontu nie odbiły się negatywnie na pracy bloku w ciągu kolejnych lat.

A potem przyszła epoka reorganizacji. Wymieniono kadrę zarządzającą. Ktoś z przeszkolonych w diagnostyce zmienił pracę, ktoś inny odszedł na emeryturę. Spotkawszy nowego dyrektora technicznego, spytałem o wykorzystywanie diagnostyki. W odpowiedzi usłyszałem: „jest ona przypisana jednemu specjaliście w wymiarze… 0,4 etatu”. Spotkałem się z tym człowiekiem: (i) prezentował słabą znajomość możliwości narzędziowych oprogramowania diagnostycznego, (ii) nigdy nie przeszedł szkolenia diagnostycznego, w związku z czym dysponował śladową wiedzą diagnostyczną, (iii) w konsekwencji nie miał prawie żadnych umiejętności w tym zakresie, (iv) na obowiązki wynikające z „0,4 etatu” patrzył jak na zło konieczne.

Miesiąc temu odebrałem telefon od wiekowego pracownika elektrowni, który diagnostyką spontanicznie interesował się jeszcze przed wdrożeniem jej pierwszego systemu on-line. Zapytałem o systemy diagnostyki i usłyszałem: „od 6 lat nikt do nich nie zagląda”. A więc po półtorej dekadzie predykcyjnego UR Duuuża znów wróciła do prewencyjnego. Takie cuda tylko w kraju nad Wisłą: głęboki regres.

W kraju mamy kilka nowych bloków w procesie konstrukcji i widoki na kolejne – jądrowe. Dla wszystkich ostatnio wybudowanych SIWZ-y w zakresie rozdziału dotyczącego systemów nadzoru stanu technicznego były napisane na poziomie żenującym, w porównaniu z podobnymi dokumentami generowanymi w krajach wyżej od naszego rozwiniętych. Dla każdej zakończonej w ostatnich latach inwestycji jestem w stanie wypunktować szereg naruszeń zasad najlepszej inżynierskiej praktyki (w tym także naruszeń wymagań standardów) w aplikacji systemów nadzoru. W końcu maja, w związku z jedną z biegnących inwestycji, dostałem telefon z pytaniem, czy znam kogoś, kto mógłby być zainteresowany pracą + był w stanie kompetentnie i kompleksowo zająć się systemami wspomagającymi przyszłościowe UR bloku + znał angielski. Z biegłością językową nie powinno być większego problemu, natomiast z kompetencjami… . Po latach 90., kiedy to pojawiła się fala specjalistów, którzy przeszli intensywne szkolenia diagnostyczne i pogłębiali diagnostyczne umiejętności, wykorzystując w codziennej pracy pozyskaną wiedzę, w kolejnych dekadach dużo się na tym kierunku nie zadziało. Od pojedynczych certyfikacji MOBIUS do biegłości diagnostycznej jest daleka droga. Regres, który słabo rokuje na przyszłość.

Rozmawiając w przeszłości (tzn. 15–30 lat temu) na poziomie dyrekcji przedsiębiorstw odnosiłem wrażenie, że interlokutorzy, gdy były poruszane kwestie nadzoru stanu technicznego maszyn, to na ogół wiedzieli, o czym rozmawiają, a także mieli osobiste poglądy na poruszane w rozmowie kwestie. Sporadycznie zdarzało mi się nawet spotkać wysokiego poziomu menedżerów, którzy zainteresowani podniesieniem swojej wiedzy w temacie rozmowy (podkreślam: wiedzy, a nie umiejętności), uczestniczyli w szkoleniach dotyczących tej tematyki. Coś się zaczęło zmieniać kilkanaście lat temu. Część kadry menedżerskiej zaczęła bagatelizować tematykę poprawności monitorowania i diagnozowania maszyn, co wyrażało się: (i) ignorowaniem tematu, (ii) brakiem inspirowania działań na okoliczność podnoszenia kwalifikacji podległej im kadry, a czasem również (iii) hamowaniem sugestii podległej im kadry na okoliczność zgłaszanej potrzeby szkolenia, a bywało że także (iv) likwidacją etatów kadry diagnostycznej (jw. „0,4 etatu”) i (v) akceptacją żenująco zredagowanych (w tym temacie) SIWZ-ów. Regres.

Świadomość dróg transformacji od PRZEMYSŁU 3.0 do PRZEMYSŁU 4.0 daje progres. Nie da się go zrealizować w energetyce harmonijnie, bowiem WSPOMAGANIE UTRZYMANIA RUCHU wydaje się cofać do wcześniejszych form UTRZYMANIA RUCHU 3.0. Tak więc: lokalny regres.