Panem et circenses zamiast normalizacji i standaryzacji

Fot. Freepik

Specjaliści zajmujący się nadzorem stanu technicznego (ST) mówią o normach i standardach. W zdecydowanej większości przypadków słowa te traktują jak synonimy. Jednak z punktu widzenia nadzoru ST wspomagającego UR warto pewnie by było wejść na poziom, na którym jest im przypisywane różne znaczenie.

W ustawie z początku wieku (Dz.U. z 2002, #169, poz.1386) zdefiniowano termin „normalizacja”. Dotyczy ona wielu różnych podmiotów gospodarczych (niekoniecznie w jednym kraju). W przypadku systemów nadzoru ST określa m.in. zalecane formy nadzoru dla zróżnicowanego konstrukcyjnie majątku produkcyjnego (np. norma API 670) lub wartości graniczne wykorzystywanych symptomów (np. normy ISO dla pomiarów drgań czy produktów zużycia w olejach smarnych). 

Pojęcie „standaryzacja” winno być dedykowane cechom rozwiązań technicznych na okoliczność normalizacji. Rozwiązań pożądanych i wykorzystywanych przez pojedyncze przedsiębiorstwo, a tym bardziej przedsiębiorstwa skupione w jednej grupie. Standaryzacja przyczynia się do podnoszenia jakości funkcjonalnej systemu nadzoru ST i w konsekwencji prowadzi do polepszenia efektywności UR.

W większości przedsiębiorstw można wyróżnić trzy systemy nadrzędne wspomagające ich funkcjonowanie. Pierwszy dedykowany jest działaniom biznesowym, drugi sterowaniu produkcją, trzeci wspomaganiu UR. Każdy winien charakteryzować się cechami możliwie najlepiej wpisującymi się w potrzeby przedsiębiorstwa i nadążać za postępem jaki niesie ze sobą oferta rynkowa. Systemy te winny być wzajemnie powiązane z zachowaniem zasad cyberbezpieczeństwa. W związku z tym trudno sobie wyobrazić, aby nie podlegały jakiejś standaryzacji. Ewolucja, której z jednej strony podlega przedsiębiorstwo, a z drugiej także potencjalnie możliwe do wykorzystywania w nim rynkowo dostępne rozwiązania techniczne, prowadzi do bardziej lub mniej świadomej konieczności stosowania standardów. Czym jest ich więcej tym mniej „spontaniczności w działaniu”.

Normalizacja ewoluuje: pojawiają się nowe normy dedykowane UR, a stare są zastępowane nowszymi, które poprawniej i precyzyjniej formułują zalecenia tak co do najlepszych praktyk inżynierskich stosowanych w UR jak i dla wartości granicznych dedykowanych coraz różnorodniejszym zbiorom wykorzystywanych w UR pomiarów. 

Jak na tym tle wygląda sytuacja w Polsce? Rozwojowi światowej normalizacji na kierunku UR nie towarzyszy wzrost krajowej świadomości co do meritum. W szerzeniu wiedzy nie widać inicjatywnych działań ani Polskiego Komitetu Normalizacyjnego (PKN) ani Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP). Wciąż można znaleźć wartościowe i od wielu lat uznane przez świat normy anglojęzyczne, które nie doczekały się uznania PKN jak również spotkać normy firmowane przez PKN, które odwołują się do norm ISO w ich zdezaktualizowanej wersji. Wciąż spotyka się SIWZy generowane przez podległe MAP aktywa, których autorzy (i) nie tylko nie uwzględniają norm światowych, ale bywa także, że (ii) odwołują się do norm ISO/PKN, które straciły swą ważność, a w wielu przypadkach (iii) nie formułują wymagań, które współcześnie winny być w takim dokumencie bezwzględnie zawarte. W jakim świetle stawia to Polaków przed zagranicznymi dostawcami? No cóż. Trudno od MAP oczekiwać inicjatywy na rzecz powołania Biura Transformacji Ku Nowoczesności, jeśli posiada ono w swej strukturze Biuro Koordynacji … Igrzysk Europejskich 2023.

Proces normalizacji jest procesem powolnym. Wielu specjalistów wciąż pozostaje w przeświadczeniu, iż wymagając spełnienia jakiejś normy przez dostawcę, gwarantuje przedsiębiorstwu wejście na poziom nowoczesności. Tak nie jest. Spełnianie wymagań aktywnych norm co najwyżej zapewnia poziom przyzwoitości, któremu na ogół daleko do nowoczesności. Normy pozostają zawsze w tyle za nowoczesnością. Tę ostatnią mogłyby wymuszać obowiązujące w przedsiębiorstwie standardy. Mogłyby, bowiem po pierwsze muszą być, a po drugie muszą być zredagowane na miarę czasu.

W kraju jedynie nieliczne przedsiębiorstwa dorobiły się swoich własnych standardów formułujących: (i) kryteria klasyfikacji krytyczności środków produkcji i w ślad za nimi (ii) wymagania dla systemów nadzoru ST adekwatnie do klas krytyczności. Miało to miejsce tam, gdzie przedsiębiorstwami kierowali fachowcy mający wiedzę i czucie techniki. Miało to miejsce w czasach, w których prezesów spółek skarbu państwa nie powoływano na 2 miesiące (po czym odwoływano i krociowo spłacano) oraz w podobnie absurdalnie krótkim czasie nie produkowano absolwentów MBA mających zasiadać w radach nadzorczych tych spółek. 

Quo vadis Poland? Czy czucie techniki ustępuje miejsca czuciu pieniądza? Panem et circenses?


Ryszard Nowicki

1 Z łaciny: „CHLEBA I IGRZYSK” – zwrot utożsamiany z brakiem celów wyższych.